Na Dolnym Śląsku po wypadku w pracy ofiara musi walczyć z czasem. Grozi jej AIDS.
Policjanci, pielęgniarki, strażnicy miejscy, pracownicy firm sprzątających, a także nauczyciele z ośrodków wychowawczych muszą na własną rękę szukać leku przeciw HIV, gdy zdarzy się im w pracy ukłuć strzykawką.
Wszystko przez to, że z początkiem roku zmieniła się ustawa o chorobach zakaźnych. Według niej obowiązek płacenia za wizytę u lekarza i konieczne leki spadł na pracodawcę. Większość szefów jednak nic o tym nie wie, zaś apteki nie mają na półkach takich środków, bo są drogie (opakowanie kosztuje 3-7 tys. zł). I do tej pory nikt o nie nie pytał.
Do Specjalistycznego Szpitala im. Gromkowskiego we Wrocławiu kilka dni temu przyjechała wystraszona pielęgniarka z małej miejscowości na Dolnym Śląsku. Ukłuła się podczas robienia zastrzyku domięśniowego pacjentce chorej na AIDS.
Przestraszyła się jeszcze bardziej, gdy w szpitalu usłyszała, że powinna jak najprędzej wziąć kilka tabletek. Powinna również jak najszybciej sama wykupić sobie leki, bo szansa na uniknięcie zakażenia gwałtownie maleje po upływie 36 godzin od skaleczenia.

– Kobieta wymagała podania kilku drogich lekarstw antyretrowirusowych – opowiada dr hab. Brygida Knysz, która przyjmowała pielęgniarkę. – Apteki nie mają takich leków w bieżącej sprzedaży. My je mamy z Krajowego Centrum do spraw AIDS, ale nie możemy ich wydawać osobom, którym przydarzył się wypadek w pracy. I mamy dylemat: działać zgodnie z przepisami, czy pomóc człowiekowi. Czy ważniejsze jest prawo, czy ludzkie życie, do którego ochrony ta instytucja jest statutowo powołana? – zastanawia się lekarka.
A jak radzą sobie inne placówki tego typu? W Szpitalu Specjalistycznym w Chorzowie dyrekcja postanowiła kłopot rozwiązać na własną rękę.
– Ustawa jest nielogiczna i niewykonalna – przekonuje Adam Witor, wicedyrektor ds. medycznych szpitala.
Opowiada nam, że nie był pewien, czy dobrze robi, ale kupił w hurtowni potrzebne leki i zawiera umowy z pracodawcami na konsultacje lekarskie, badania laboratoryjne i wydawanie leków przeciw HIV. Nie wie jednak, czy jakieś służby nie będą go za to ścigać.
– Przyjmuję ludzi po takim ukłuciu na dyżurze, widzę ich strach. Nie mogę czekać na rozwiązanie sprawy przez Ministerstwo Zdrowia czy inny urząd – wyjaśnia Adam Witor.
Według docenta Andrzeja Horbana – krajowego konsultanta ds. chorób zakaźnych, a jednocześnie dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie – szefowie szpitala w Chorzowie działają prawidłowo. Horban robi tak samo. Ukłuty pacjent zostaje zbadany na miejscu przez fachowca, dostaje odpowiednie lekarstwo, a pieniądze za usługę szpital ściąga potem na podstawie umowy od jego pracodawcy.
Dyrekcja Szpitala Specjalistycznego im. Gromkowskiego nie zamierza pójść w ich ślady.
– Szpital nie może się zajmować dystrybucją leków – podkreśla Janusz Jerzak, dyrektor placówki. – Mamy moralnego kaca, ale nie możemy działać niezgodnie z przepisami – dodaje.
Ministerstwo Zdrowia w piątek nie odpowiedziało na nasze pytania w tej sprawie.
źródło: Anna Gabińska – POLSKA Gazeta Wrocławska
 
  
 